piątek, 13 grudnia 2013

Etykieta w Iranie

Tuż po przekroczeniu granicy jeden z miejscowych zaczął ze mną rozmowę i po krótkiej chwili spytał mnie gdzie jadę. Odpowiedziałem, że do Tabriz, na co on "Mogę zabrać Cię do Tabriz", jednak wyglądało tak jakby tylko rzucił to na odczepnego, przecież to jakieś trzysta kilometrów. Odmówiłem, a ten wydawał się przyjąć to z ulgą. Nie zliczę ile razy podczas płacenia sprzedawca mówił, że jestem jego gościem i nie muszę płacić, a po chwili nalegania z mojej strony podawał prawdziwą cenę. Gdybym w tej chwili wyszedł bez płacenia byłoby to z mojej strony dużym błędem.
Będąc w Iranie, podczas interakcji z innymi ludźmi często czuję się jak w grze. Ile razy wypada odmówić, kiedy można przyjąć propozycję, kiedy nie wypada... Irańczycy dobrze znają zasady tej gry, której nazwa brzmi Taarof. Generalnie chodzi o to, by druga osoba poczuła się dobrze, dlatego traktuje się ją z uprzejmością i szacunkiem. Szczególnie będąc u kogoś w gościnie, gospodarz dba o to, by gościowi niczego nie brakowało. Może czaju? Może coś słodkiego? Jesteś głodny? Można poczuć się rozpieszczanym jak u swojej babci. To, plus ogólna ciekawość i gościnność Irańczyków powoduje, że podróż po tym kraju to czysta przyjemność. A jakie są różnice w domowych zwyczajach?
Pierwsza i najbardziej rzucająca się w oczy różnica w tradycyjnych domach to umeblowanie. Pokoje są wyłożone często pięknymi dywanami. Na dywanach się śpi (bo po co łóżko, jak tak jest wygodniej), je wspólne posiłki (po zasłaniu obrusu, siedząc po turecku lub z nogami pod sobą), spędza czas na piciu czaju i rozmowie. Na początku ciężko było mi usiedzieć na podłodze, jednak szybko się przystosowałem.  Jeśli chodzi o jedzenie to w jednej ręce trzyma się łyżkę, w drugiej widelec. Irańczycy jedzą dużo ryżu, więc łyżka jest na prawdę pomocna. Większość potraw je się z chlebem. Jest wiele rodzajów chleba i większość jest płaska, jak włoskie ciasto do pizzy. W tych nowocześniejszych domach wystrój i umeblowanie jest podobny do europejskiego. Przed wejściem do mieszkania należy zdjąć buty, więc po dywanie śmiga się w skarpetkach albo na boso. Witając się z domownikami nie powinno podawać się ręki pani domu.
A co z łazienką? Perska toaleta wymaga dłuższego czasu do ogarnięcia. W domu chodzimy na boso, więc wchodząc do łazienki, czekają na nas przygotowane klapki. Pod żadnym pozorem nie wolno w nich wejść na dywan. Toaleta to wersja na kucaka, bez papieru toaletowego, za to z wężem z bierzącą wodą. Lewa ręka jest nieczysta i służy do podmywania się po skończonej potrzebie. Na szczęście nigdy w łazienkach nie brakuje mydła... Woda we wszystkich kranach w Iranie jest wodą pitną, bez obaw o zatrucie. Tak więc nie trzeba kupować tej butelkowanej. W Iranie powiedzenie, że ropa jest tańsza niż woda się sprawdza! Domy najczęściej ogrzewane są piecykiem gazowym, który bez obaw o wysokość rachunku może pracować na okrągło.
Tyle o domu, a jak jest na ulicy? Codziennie kilkukrotnie jestem zaczepiany przez ludzi, którzy bombardują mnie serią pytań. "Skąd jesteś?", "Jak długo tu jesteś?", "Co myślisz o Iranie?", "Gdzie nocujesz?"... I wiele innych. Często życzą mi miłego pobytu, doradzają co zobaczyć czy zjeść i mówią z uśmiechem "Welcome to Iran!". Po tych kilkunastu dniach tutaj śmiało mogę stwierdzić, że Iran to przede wszystkim ludzie, jakich ciężko znaleźć gdziekolwiek indziej. Wiele razy pomagano mi zupełnie bezinteresownie i z uśmiechem. Teraz jest mi po prostu głupio za wszystkie uprzedzenia i wątpliwości, jakie miałem przed przyjazdem. Jeszcze bardziej mi głupio za zachodnią propagandę, która nie pokazuje tej dobrej strony Iranu.

1 komentarz: